PARAFIA POSTOLISKA                      NUMER RACHUNKU BANKOWEGO 30124056311111001048075892
Wieści ze świata

Washington Times o COVID-19: to nie pandemia a wielkie oszustwo.

 

Amerykański dziennik „Washington Times” opublikował analizę, z której jednoznacznie wynika, że nie mamy obecnie do czynienia z żadną pandemią, a jedynie ze sztucznie rozdmuchaną medialną wrzawą. Wskazują na to m.in. dostępne dane dotyczące zachorowalności, liczby zgonów oraz działania podjęte w walce z chorobą. Jak podkreślono „wirus SARS-CoV-2 to nie czarna śmierć, ani nawet grypa sezonowa”.

Do zeszłego wtorku z powodu COVID-19 miało umrzeć 56 749 Amerykanów. Gazeta wskazuje, że w porównywalnym okresie w latach 2017-2018 na grypę sezonową zmarło ponad 80 tys. osób”.

Dziennik przypomina także, że zaledwie kilka tygodni temu światowi eksperci ostrzegali, iż na chorobę wywoływaną przez koronawirusa umrze co najmniej 1,7 miliona Amerykanów. Potem zmieniono modele wyliczeń i symulacje, i ogłoszono, że umrze od 100 tys. do 240 tys. osób.

Obecnie główny model, na którym opiera się grupa zadaniowa Białego Domu do spraw zwalczania koronawirusa, przewiduje, że do końca sierpnia umrze w USA około 70 tys. osób.

„Washington Times” wskazuje, że gdy koronawirus rozprzestrzeniał się w Chinach, a następnie w Europie „amerykańskie media z zapartym tchem informowały niemal z zapartym tchem, każdą przerażającą liczbę chorych i zmarłych”. Tym samym skutecznie wystraszyli Amerykanów, z których wielu zdecydowało się pozostać w domu przez ostatnie 40 dni, wychodząc jedynie sporadycznie po zakupy.

Dziennik podaje kilka faktów, wskazujących, że mamy do czynienie nie z pandemią a z „wrzaskiem medialnym”.

Ostatnie badanie przeciwciał przeprowadzone na Uniwersytecie Stanforda sugeruje, że śmiertelność spowodowana wirusem wynosi prawdopodobnie od 0,1 do 0,2 proc. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) oszacowała, że śmiertelność jest od 20 do 30 razy wyższa i wezwała do wprowadzenia polityki izolacji.

W Nowym Jorku, w amerykańskim epicentrum pandemii, śmiertelność osób w wieku od 18 do 45 lat wynosi 0,01 proc., co oznacza, że umiera 10 na 100 tys. zarażonych. Jednak śmiertelność osób w wieku 75 lat i starszych jest 80 razy większa. W przypadku dzieci poniżej 18 roku życia wskaźnik śmiertelności wynosi 0,0.

Ponad połowa zgonów z powodu COVID-19 w Europie miała miejsce w zakładach opieki długoterminowej lub w domach opieki społecznej. Do tej pory również na tego typu ośrodki przypada co najmniej jedna piąta zgonów zarejestrowanych w Stanach Zjednoczonych.

Według najnowszych badań, prawie wszyscy pacjenci hospitalizowani z powodu koronawirusa w Nowym Jorku cierpieli na inne schorzenia.

„Dane medyczne dotyczące 5 700 pacjentów hospitalizowanych w ramach systemu opieki zdrowotnej Northwell, w którym przebywało najwięcej pacjentów w kraju w trakcie pandemii, wykazały, że 94 proc. z nich miało więcej niż jedną chorobę inną niż COVID-19”, donosi Fox News.

Badanie wykazało, że 42 proc. pacjentów miało nadwagę, a 53 proc. cierpiało z powodu nadciśnienia. Inni cierpieli na różne dolegliwości.

Dziennik podaje także, że miliony Amerykanów już się zaraziło koronawirusem,  kwestionując zaniżone liczby Johns Hopkins University. W miniony wtorek według uczonych z Johns Hopkins miało być zarażonych około 988 tys. Amerykanów.

Badanie przeciwciał przeprowadzono w zeszłym tygodniu w Nowym Jorku sugeruje jednak, że co piąty Amerykanin (21,2 proc.) już przeszedł zakażenie. W Nowym Jorku mieszka 8,5 miliona ludzi, co oznaczałoby, że wirus miało 1,8 miliona nowojorczyków – donosi gazeta.

Z powodu COVID-19 miało umrzeć w mieście 16 tys. 249 osób (śmiertelność wyniosła 0,89 proc., znacznie mniej niż podawały media).

Wyniki badania przeprowadzonego dwa tygodnie temu w Los Angeles sugerują, że aż 442 tys. mieszkańców hrabstwa Los Angeles mogło już zostać zarażonych koronawirusem na początku kwietnia, co stanowi liczbę znacznie wyższą niż 8 tys. potwierdzonych wówczas przypadków. Badanie sugeruje, że śmiertelność z powodu wirusa może wynosić zaledwie 0,18 proc., co oznacza, że faktyczny wskaźnik zgonów w mieście jest znacznie niższy niż podano w raporcie.

„Daily Mail” informował w ub. tygodniu, że z powodu koronawirusa może umrzeć 70 razy mniej pacjentów niż sugerują oficjalne dane na temat śmierci w Wielkiej Brytanii. Podobny wskaźnik śmiertelności - 0,19 proc. - stwierdzono w badaniu mieszkańców w Helsinkach w Finlandii.

Dr Justin Silverman szacuje, że w Stanach Zjednoczonych w okresie od 8 marca do 28 marca miało miejsce 8,7 miliona zakażeń koronawirusem. A od 17 kwietnia 10 proc. Amerykanów zostało zarażonych, czyli około 33 milionów osób.

„Washington Times” obwinia media za alarmistyczne doniesienia, które zdołały skutecznie przestraszyć obywateli do tego stopnia, że dobrowolnie zgodzili się na zamknięcie całej gospodarki. Będzie to miało ogromne skutki prawdopodobnie w ciągu najbliższej dekady, a może i następnej. 

Nawet gdy stany zaczynają się ponownie otwierać - w oparciu o dane, które pokazują o wiele niższy wskaźnik śmiertelności niż zgłaszano i znacznie szersze rozprzestrzenienie się wirusa - media nadal straszą „przerażającą” śmiertelnością wirusa.

„COVID-19 to w najgorszym przypadku zła grypa. Media powinny zostać pociągnięte do odpowiedzialności za mówienie nam co innego, zanim poznają fakty” – puentuje „The Washington Times”.

Źródło: washingtontimes.com

 

Pandemia czy już III wojna światowa?

Każdy kto w ostatnich tygodniach obserwuje to co się dzieje na świecie, jeżeli jest w stanie wznieść się ponad bieżące emocje, a ma choć minimum wiedzy o historii, może stwierdzić że znaleźliśmy się w stanie wojny. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki weszliśmy na skutek rozwoju koronawirusa COVID - 19 w III WOJNĘ ŚWIATOWĄ.

Jak do tego doszło?

Preludium tej wojny obserwowaliśmy w ostatnich latach, przede wszystkim na Bliskim Wschodzie. To co ogólnie nazywaliśmy „wojną z terroryzmem” stało się punktem wyjścia do wojny światowej. Nie ma sensu wymienianie mrowia konfliktów zbrojnych w Azji, w Afryce czy w Ameryce Łacińskiej, ale w sumie były one egzemplifikacją coraz bardziej wybuchowej sytuacji.

Podstawową osią konfliktu mniej więcej od 2015 roku stała się konfrontacja USA z Chinami. Chiny pod przywództwem prezydenta Xi postanowiły zmienić układ sił na świecie, zdominowanym przez Stany Zjednoczone. Xi po serii wewnętrznych działań, które ukonstytuowały jego pozycję jako bezwzględnego autokraty, uznały iż nie mogą dłużej - jako ekonomiczne supermocarstwo - być zależnymi od militarnej kontroli swoich morskich szlaków komunikacyjnych przez USA. W konsekwencji powstała idea Nowego Jedwabnego Szlaku, przy pomocy której Xi chciał uniezależnić się - poprzez budowę lądowych linii komunikacyjnych - od amerykańskiej kontroli szlaków morskich. Narzędziem tym Chińczycy chcieli też podporządkować sobie większą część Azji i uzależnić od swoich dostaw Europę.

Pomysł Xi nie ma szans realizacji nawet w perspektywie zwykle cierpliwych Chińczyków. Kiedy Xi zdał sobie z tego sprawę, postanowił uderzyć w Stany Zjednoczone w cyberprzestrzeni. W tej sferze wojna amerykańsko - chińska trwa z wielką intensywnością już od 2017 roku i w pewnym sensie wojna handlowa, jaką spowodował prezydent Trump, była przykrywką dla tej konfrontacji.

Prezydent Trump prawidłowo diagnozując sytuację uznał, iż Chińczyków trzeba szybko i mocno przydusić, bowiem Ameryka w ciągu kilku ostatnich lat popadła w nazbyt wiele zależności od Państwa Środka. Uznał również, że Chiny osiągają w kilku strategicznych obszarach technologicznych przewagę nad USA, co może doprowadzić w nieodległej przyszłości do zasadniczej zmiany sił.

Prezydent Xi, kiedy Trump ogłosił pierwsze sankcje, był przekonany iż spowodują one przede wszystkim olbrzymie straty po stronie amerykańskiej. Dlatego uznał, że warto doprowadzić do eskalacji tej konfrontacji bo chińscy stratedzy udowadniali, że gospodarka Stanów Zjednoczonych nie podniesie się po tej wojnie. Okazało się jednak, że Chińczycy mocno się przeliczyli, a pozycja prezydenta Xi stanęła pod znakiem zapytania.

Problemy wewnętrzne Chin na przełomie 2019/2020

Amerykańskie sankcje i cła dotkliwie ugodziły w gospodarkę chińską i stało się to w momencie, kiedy nawarstwiło się szereg innych problemów oraz nieoczekiwanych zdarzeń.

Chiny zostały bowiem dotknięte katastrofalną klęską ASF, która doprowadziła do konieczności gigantycznego zniszczenia zasobów trzody chlewnej. Do tego doszła również kolejna wersja „ptasiej grypy” i eliminacja dużej populacji drobiu. Do tego ograniczenia w imporcie amerykańskiej soi, czego nie udało się uzupełnić zakupami na innych rynkach, spowodowały olbrzymie trudności w odbudowie hodowli, z powodu silnego deficytu wartościowych pasz. W konsekwencji pod koniec 2019 roku Chiny weszły w fazę krytycznego deficytu mięsa, a ceny żywności na przełomie 2019 i 2020 wzrosły o prawie 100%. To była główna przyczyna, dla której Chiny musiały poprosić USA o zawieszenie wojny handlowej i po prostu skapitulować.

Nałożył się to na kryzys na chińskim rynku nieruchomości. Gwałtownie wzrosły ceny mieszkań w całych Chinach (a zwłaszcza w głównych metropoliach) i pojawiły się olbrzymie problemy ze spłacaniem kredytów hipotecznych. Wywołało to zamieszanie wśród chińskich banków i konieczność interwencji rządowych na olbrzymią skalę.

Chińczycy wobec recesji na wielu rynkach (i ograniczeń na rynku amerykańskim), zaczęli mieć coraz poważniejsze problemy gospodarcze. W listopadzie 2019 roku na plenum KPCh Prezydent Xi poinformował, iż mimo wielkich starań partii i władz państwowych, Chiny nie zdołają osiągnąć w tym roku wzrostu gospodarczego na poziomie 6%. Pomijając na tym miejscu dyskusję na temat wartości rzeczywistej chińskich wskaźników podkreślić trzeba, iż ten wynik oznaczał kompletną klęskę dla Xi i jego ekipy. Tak niskiego wzrostu gospodarczego Chiny nie odnotowały od czasu zwrotu dokonanego pod koniec lat siedemdziesiątych przez Deng Xiaopinga. Co więcej, skalę tej klęski potwierdziło stwierdzenie Xi, iż konieczna jest wielka mobilizacja aby w 2020 roku walczyć o wzrost 6%. Służyć miało temu zwiększenie rządowych inwestycji infrastrukturalnych, ale rynki finansowe od razu odnotowały, iż w Chinach nie ma już przestrzeni na zwiększenie takich inwestycji. Było to potwierdzenie, że Chiny w 2020 roku czeka poważny kryzys gospodarczy.

Działo się to wszystko w okresie, kiedy na masową skalę eksplodowały protesty w Hongkongu, a przykład płynący z tego co się tam działo, zaczął być po prostu zaraźliwy. Chińczycy coraz bardziej poirytowani rosnącą skalą problemów gospodarczych, podrażnieni drożyzną na rynku żywności, coraz silniej dawali oznaki niezadowolenia. Sytuacja społeczna u progu Chińskiego Nowego Roku zaczynała być po prostu eksplozywna.

Tymczasem gospodarka amerykańska, mimo wojny handlowej i sporów handlowych z innymi partnerami (Kanada i Meksyk czy Unia Europejska) wprost eksplodowała. Zwycięstwo w wojnie handlowej z Chinami zrobiło na świecie potężne wrażenie. Dowodziło ono, że USA odbudowują dynamicznie swoje przywództwo i powraca Pax Americana.

Co się działo w Wuhan?

Wuhan było miastem, które w ostatnich latach dokonało - nawet jak na warunki chińskie - spektakularnego skoku. Zlokalizowane tu trzy potężne strefy ekonomiczne uczyniły z miasta i prowincji prawdziwe centrum nowych technologii. Olbrzymie kompleksy farmaceutyczne, biotechnologiczne, produkcji światłowodów, laserów, technologii optycznych rzeczywistego lidera rozwoju najnowocześniejszych branż przemysłowych. Dzięki temu gwałtownie rozwinęły się miejscowe uczelnie wyższe, zwłaszcza techniczne, będące rezerwuarem kadr dla tych przemysłów.

Jednocześnie Wuhan i prowincja Hubei rozwinęły na olbrzymią skalę kontakty z czołowymi ośrodkami nowych technologii na całym świecie. Setki tysięcy Chińczyków z tego obszaru, realizując zadania stawiane przez partie, musiały - wbrew normalnie obowiązującym zakazom i blokadom - mieć pełną interakcję ze światem zachodnim i innymi niż propagowane przez partię wartościami.

W ślad za tym wśród partyjnych ideologów na uniwersytetach w prowincji, zaczął narastać ferment ideologiczny. To właśnie partyjne kręgi intelektualne w Wuhan promowały od kilku lat rewizję marksizmu. Jakkolwiek sam prezydent Xi od pewnego czasu wspominał o twórczym wzbogaceniu ideologii marksistowskiej myślą konfucjańską, to jednak nie spodziewał się zapewne, że reformatorzy z Wuhan i z Szanghaju pójdą tak daleko. Stworzyli oni nową formułę tzw. Kosocjalizmu, co w ich ujęciu miało oznaczać socjalizm zmodyfikowany konfucjanizmem.  Otworzyło to dodatkowy obszar narastającej konfrontacji wewnątrzpartyjnej.

Faktycznym twórcą boomu ekonomicznego Wuhan był Li Hongzhong, który jako zaufany człowiek Xi, rozpoczynającego właśnie swoją wielką karierę jako członek politbiura, został wiceszefem partii w prowincji w 2007 roku, a trzy lata później szefem partii. Prezydent Xi konsekwentnie wspierał Li i był w pewnym sensie kreatorem rozwoju gospodarczego miasta i prowincji.

Jednak rosnący ferment ideologiczny w partii na tym terenie spowodował, iż Xi utracił zaufanie w zdolność do opanowania sytuacji przez Li. We wrześniu 2016 roku, wykorzystując incydent z zatonięciem statku wycieczkowego i śmiercią kilkuset osób w okolicach Tamy Trzech Przełomów, Xi dokonał zmiany i zastąpił Li technokratą i bankierem Jiang Chaoliangiem. Xi sądził że taka osoba, bez ideologicznych obciążeń poradzi sobie z coraz bardziej niezależnymi partyjnymi ideologami, ale przede wszystkim zapanuje nad emancypującymi się ludźmi z obszaru nowoczesnych technologii.

Okazało się jednak, że było to założenie fałszywe. Jiang nie tylko nie spełnił tych oczekiwań, ale wręcz uznał iż jest predestynowany do podjęcia z Xi rywalizacji o kierunek rozwoju Chin. Kontestował on coraz bardziej wytyczne formułowane przez Xi i nie ukrywał dalej idących aspiracji. W jakimś sensie prowincja Hubei stała się głównym ośrodkiem wewnątrzpartyjnej kontestacji, a Jiang jej głównym eksponentem.

Epidemia w prowincji Wuhan

Jest truizmem stwierdzenie, że poza opisanymi obszarami gospodarczymi w Wuhan, jednym z ważniejszych centrów naukowo - przemysłowych jest tam wojskowy kompleks badań nad bronią bakteriologiczną. Od lat jest on uważany za wiodącą tego typu placówkę na świecie.

Jest też oczywiste, że między bajki można włożyć opowiadanie na temat tego, iż wirus COVID-19 rozprzestrzenił się wskutek spożycia zainfekowanej ryby zakupionej na targu żywności w Wuhan. Gdyby tenże targ miał być źródłem problemów dla mieszkańców Wuhan, to zważywszy na panujące tam warunki sanitarne podobne epidemie powinny być zjawiskiem permanentnym.

Wiemy już dziś iż niemal na pewno zagrożenie epidemiczne w Wuhan zaczęło się najpóźniej w drugiej połowie listopada 2019 roku, a działania jakie podjęły władze chińskie rozpoczęły się ok. 18 - 19 stycznia 2020 roku. Zbliżał się Chiński Nowy Rok, miliony Chińczyków udawać się miały na tygodniowe wakacje. Byli skrajnie poirytowani szalejącą drożyzną żywności, pogarszającą się sytuacją gospodarczą, zainfekowani trwającym ciągle fermentem w Hongkongu. Przez ten tydzień miały trwać „nocne Chińczyków rozmowy”, których efektem mogło stać się gwałtowne zaostrzenie sytuacji społecznej. W kręgach partyjnych snuto pesymistyczne wizje, że nastąpi „drugie Tienanmen”, a pod koniec roku, po wyborach w USA, dojdzie do gospodarczego krachu Chin.

W ciągu kolejnych czterech tygodni Chiny zostały sparaliżowane koronawirusem. Dziesiątki milionów Chińczyków poddanych zostały „kwarantannie”, co oznaczało de facto umieszczenie ich w obozach koncentracyjnych o lekkim rygorze. Całe Chiny poddano kontroli wojska i policji, kraj został sparaliżowany. Niejako przy okazji odwołano sekretarzy partii w prowincji Hubei i w mieście Wuhan, czyniąc ich winnymi eksplozji epidemii.

Już na przełomie lutego i marca można było odnieść wrażenie, że o ile Chinom groziło międzynarodowe potępienie w przypadku, gdyby ostrzej zareagowały w Hongkongu, a nie wykluczone że również w „Mainlandzie”, o tyle w związku z epidemią cały świat kibicował władzom chińskim, w eskalowaniu rygorów wobec swoich obywateli.

Skutki epidemii dla Chin

Nie ulega wątpliwości, że dla ekipy prezydenta Xi była zbawieniem. Przede wszystkim udało się w sposób radykalny spacyfikować wszelkie nastroje kontestacyjne w „Mainlandzie” i przy okazji rozładować niebezpieczne napięcie w Hongkongu. Na parę lat nikt już w Chinach nic nie będzie kontestował. Tym bardziej, że całkowity rozbity został ośrodek partyjnej irredenty w Wuhan i w Szanghaju. Xi po raz kolejny uporał się z potężnymi rywalami, a jednocześnie uzyskał znakomitą argumentację, która uzasadni za kilka miesięcy całkowitą katastrofę gospodarczą Chin. Obecnie ocenia się, że recesje w Chinach w tym roku może sięgnąć nawet 33%, ale winę za to poniesie COVID - 19, a nie utrata zdolności do sterowania chińską gospodarką.

Chiny i ludność chińska ponoszą i ponosić będą ciężkie konsekwencje tego gwałtownego tąpnięcia, ale Xi nie tylko zachował władzę, ale wręcz ją jeszcze bardziej umocnił. W logice systemu panującego w Chinach, gra była warta efektu.

Ale Xi uznał, że taka sytuacja stwarza jednocześnie szansę powrotu do walki o hegemonię w świecie i zrewidowanie dotychczasowego porządku. Władze chińskie uroczyście ogłosiły zwycięstwo w walce z koronawirusem, ale dla każdego jest oczywiste, że jest to tylko zabieg propagandowy. Ma on służyć wyłącznie temu, by Chiny mogły przejąć inicjatywę. Dlatego propaganda chińska uderzyła w dwóch kierunkach.

 

Po pierwsze zaczęła propagować pogląd, iż problem koronawirusa w prowincji Hubei był konsekwencją amerykańskiego ataku bakteriologicznego. Zatem to Amerykanie są winni tej tragedii.

Po drugie, Chińczycy - inaczej niż zgniły Zachód - skutecznie stawili czoła tej amerykańskiej dywersji, stają już na nogi i są gotowi wesprzeć każdego, zarówno swoimi doświadczeniami, jak i zaopatrzeniem odżywającego chińskiego przemysłu.

Można uznawać, iż wybuch epidemii w prowincji Hubei był dziełem przypadku. Jednak w kontekście przedstawionych danych - a jest to tylko część jeszcze większej palety faktów - jawi się to jednak jako akcja zamierzona. Korzyści polityczne w wymiarze wewnętrznym dla ekipy Xi są aż nadto widoczne, a straty w konfrontacji z nimi, w wymiarze chińskim śmiesznie niskie. Ponadto Chińczycy w praktyce przetrenowali pewne scenariusze, które dają im olbrzymią przewagę wyjściową w kontekście gwałtownej ekspansji epidemii do innych krajów.

Tu dotykamy istoty problemu. Właśnie owej nagłej, gwałtownej ekspansji wirusa w Europie i w Ameryce. Zwłaszcza w Ameryce. Zauważmy, że wskutek blokady połączeń lotniczych z Chinami przez prezydenta Trumpa, USA w pierwszej fazie skutecznie odgrodziła się od zarazy. I wtedy wirus znalazł sobie nieoczekiwanie drogę do Ameryki poprzez Europę. Tu reakcja była wyraźnie spóźniona, stąd skutki są takie jak oglądamy.

III Wojna Światowa

Dzisiaj nikt nie ma wątpliwości, że skala kataklizmu wywołanego na obecnym stadium ekspansji epidemii, jest druzgocąca. W ciągu niecałych dwóch tygodni nastąpiło zmasowane uderzenie we wszystkie podstawy życia i funkcjonowania cywilizacji zachodniej, zwłaszcza w jej obecnie zdegenerowanej postaci. W szczególny sposób obserwujemy właśnie, jak walą się w gruzy podstawy gospodarcze świata północnoatlantyckiego.

Całkowitemu wywróceniu uległy podstawy funkcjonowania Unii Europejskiej, która z dnia na dzień okazała się czymś zupełnie zbędnym. Państwa europejskie z najwyższym trudem próbują dźwigać ciężary walki z epidemią, samodzielnie tworzą hipotetyczne plany ratowania swoich gospodarek.

Jednak coraz powszechniejsza jest świadomość, iż jeśli uda się nawet opanować epidemię w ciągu kilku miesięcy, skala zniszczeń będzie nieporównywalna z czymkolwiek, co pamiętamy z perspektywy kilkuset lat.

 

W tę przestrzeń próbują dzisiaj aktywnie wkraczać Chińczycy. Prezydent Xi uznał, iż Chiny stać nawet na to, by jeszcze przez kilka miesięcy kontynuować stan wewnętrznej dezorganizacji. Chińczycy liczą na to, iż podobnie jak w przypadku wcześniej o 100 lat katastrofy dżumy (tzw. hiszpanki), która również wzięła swój początek w ich kraju, ich straty finalnie będą relatywnie niskie. Natomiast w ich przekonaniu, świat zachodni nie jest w stanie stawić czoła konsekwencjom, jakie spowoduje obecna pandemia.

Z sytuacji tej zdają sobie - na szczęście - przywódcy Amerykańscy. Na szczęście, bowiem kalkulacje ekipy prezydenta Xi są całkowicie naiwne. Zakładanie bowiem, iż na doprowadzeniu do katastrofy swojego kraju można zyskać, bowiem inni stracą jeszcze więcej, jest wyrazem kompletnej nieodpowiedzialności. Ostatecznie skoszarowani i zastraszeni obecnie Chińczycy, wymierzą sprawiedliwość tej ekipie, tylko że koszty tego w skali globalnej będą niewyobrażalne

Problem wszakże polega na tym, iż obecnie niewidzialna dotąd wojna w cyberprzestrzeni, stała się już widzialną III wojną światową. Jaki będzie jej wynik nikt dzisiaj nie jest oczywiście w stanie przewidzieć. Nie ulega wątpliwości, że na tym etapie wyjściową przewagą dysponują Chińczycy. Czy to oznacza, że to oni odtrąbią w niej zwycięstwo? Będziemy mogli to stwierdzić w znacznym stopniu zapewne nie później niż za rok.

Redakcja: Tadeusz Grzesik