PARAFIA POSTOLISKA                      NUMER RACHUNKU BANKOWEGO 30124056311111001048075892
Czy kiedykolwiek była tylko Nicość?

Czy kiedykolwiek była tylko Nicość?

Czy kiedykolwiek myślałeś o Początku? Co to takiego, zapytasz. To, cokolwiek ukazało się pierwsze, lub cokolwiek było pierwsze u zarania czasu. Czy kiedykolwiek wytężałeś swój umysł, by się nad tym zastanowić?

Poczekaj chwilę, powiesz. Czy nie jest możliwe, że na początku nie było nic? Czy nie jest prawdopodobne, że kwintyliony lat temu nie było w ogóle niczego? Jest to z pewnością teoria warta rozważenia, więc rozważmy ją - najpierw poprzez analogię.

Wyobraźmy sobie duży pokój. Jest całkowicie zamknięty i ma rozmiary boiska do gry w football. Jest zamknięty na stałe i nie posiada ani okien, ani drzwi, ani żadnych szczelin w ścianach. W środku pokoju jest...nic. Absolutnie nic. Nie ma jakiejkolwiek cząsteczki. Nie ma powietrza. Nie ma kurzu. Nie ma światła. Jest to pokój „zapieczętowany”, czarny jak smoła. Co się dalej dzieje? Załóżmy, że twoim celem jest umieszczenie czegoś, czegokolwiek, w tym pokoju. Ale zasada brzmi: nie możesz użyć do tego celu niczego spoza pokoju. Co więc zrobisz?

A gdybym-myślisz, spróbował wzniecić iskierkę wewnątrz tego pokoju? Wtedy, choćby przez chwilę, w pokoju byłoby światło. To kwalifikowałoby się jako „coś”. Istotnie, ale jesteś na zewnątrz pokoju, więc nie jest to wykonalne.

A co jeśli, teleportowałbym coś - tak jak w StarTrek’u - do tego pokoju, zapytasz . Ponownie, nie jest to dozwolone, ponieważ użyłbyś rzeczy spoza pokoju.

I znów pojawia się dylemat: musisz umieścić w pokoju to, co już w nim jest, ale w tym przypadku nie ma tam nic.

Może - powiesz, malutka cząsteczka czegoś po prostu sama się ukaże, jeśli dać jej wystarczająco dużo czasu. Są trzy problemy z tą teorią. Po pierwsze, czas sam przez siebie niczego nie tworzy. Rzeczy dzieją się w czasie, ale to nie on je powoduje, np. jeśli poczekasz 15 minut na ciastka, aby się upiekły, to nie ten kwadrans sprawi, że się upieką, lecz ciepło piekarnika. Jeśli położysz je na 15 minut na blacie nie upieką się.

W naszej analogii mamy całkowicie zamknięty pokój w środku którego nie ma absolutnie nic. Czekanie przez kwadrans nie sprawi samo ani poprzez siebie, że sytuacja ta ulegnie zmianie. Ale jeśli - powiesz - poczekamy eony1?

Eon jest zaledwie zbitkiem piętnastominutowych wycinków czasu ściśniętych razem. Gdybyś poczekał eon ze swoimi ciastkami na blacie, czy on by je upiekł?

Drugi problem brzmi: dlaczego cokolwiek miałoby się po prostu pokazać w pustym pokoju? Potrzebowałoby powodu by zaistnieć. Ale w pokoju nie ma nic. Co więc stanowi przeszkodę? Mianowicie, w pokoju nie ma nic, co mogłoby sprawić lub stać się przyczyną by jakakolwiek rzecz się w nim pojawiła (a jednak powód też musi pochodzić z wnętrza pokoju).

A co z malutką drobiną jakiejś rzeczy, zapytasz. Czy nie miałaby większych szans na zmaterializowanie się w tym pomieszczeniu niż coś większego, np. piłka do gry w nogę?

Tu poruszamy trzecią kwestię: rozmiar. Podobnie jak czas, rozmiar jest abstrakcją. Jest względny. Przypuśćmy, że masz trzy piłki do gry w baseball, wszystkie różniące się rozmiarem. Jedna ma 3 metry średnicy, druga 2 metry, a trzecia jest normalnego rozmiaru. Która ma większe prawdopodobieństwo zmaterializowania się w pokoju?

Ta normalnych rozmiarów? Nie! Prawdopodobieństwo jest takie samo dla wszystkich trzech piłek. Rozmiar nie ma znaczenia. Nie on jest tutaj kwestią. Rzecz w tym, czy jakakolwiek piłka jakiejkolwiek wielkości mogłaby się po prostu „pojawić” w zapieczętowanym, pustym pokoju.

Jeśli nie sądzisz, że nawet najmniejsza piłka byłaby w stanie to zrobić, bez względu na to ile czasu by upłynęło, musisz też dojść do wniosku, że tak samo byłoby nawet z atomem. Rozmiar nie jest problemem. Prawdopodobieństwo zmaterializowania się bez powodu malutkiej cząsteczki jest takie samo jak prawdopodobieństwo zmaterializowania się bez przyczyny lodówki.

Rozszerzmy naszą analogię dalej. Dosłownie. Usuńmy z naszego dużego, czarnego jak smoła pokoju ściany. Rozciągnijmy go w nieskończoność we wszystkich kierunkach. Teraz na zewnątrz pokoju nie ma nic, bo to on jest wszędzie.

W tym czarnym, nieskończonym pokoju nie ma światła, kurzu, jakiejkolwiek cząsteczki, powietrza, żadnych elementów, żadnych molekuł. W zasadzie możemy nazwać go Absolutną Nicością. Więc oto pytanie: czy jeśli biliony lat temu byłaby tylko Nicość, czy nie trwałaby ona i teraz?

Tak. Ponieważ nic - nie ważne jak małe - nie może mieć swojego początku w Nicości. Nadal nie byłoby niczego.

Co nam to mówi? Mianowicie, że Absolutna Próżnia nigdy nie istniała. Dlaczego? Ponieważ nadal nie byłoby niczego! Gdyby od zawsze była tylko Pustka, nie byłoby niczego, co mogłoby przyjść spoza niej i spowodować pojawienie się czegokolwiek.

Jednakże coś istnieje. W istocie istnieje wiele rzeczy. Ty jesteś na przykład „czymś”, co istnieje. Jesteś czymś bardzo ważnym. A zatem, Ty sam jesteś dowodem na to, że Absolutna Nicość nigdy nie miała miejsca. Jeśli nigdy nie istniała, oznacza to, że zawsze było „Coś” obecnego. Co to było?

Czy była to jedna rzecz, czy wiele rzeczy? Czy był to atom? Jakaś drobina? Molekuła? Piłka do gry w nogę? Zmutowana piłka? Lodówka? Jakieś ciastka?