PARAFIA POSTOLISKA                      NUMER RACHUNKU BANKOWEGO 30124056311111001048075892
Pokój rodzi się z serca nowego
Wy, którzy odpowiedzialni jesteście za życie polityczne narodów;
Twórcy życia gospodarczego, społecznego i kulturalnego;
Młodzi, którzy z nadzieją wyczekujecie braterskiego i solidarnego świata;
Wszyscy, którzy pragniecie pokoju!
     Zwracam się do Was u progu 1984 roku, który wszędzie zapowiada się jako rok pełen niepewności i lęku, lecz również jako rok bogaty w nadzieję i możliwości. To wezwanie z okazji XVII Światowego Dnia Pokoju wypływa z samej głębi mojego serca; wiem, że wyrażam pragnienie wielu ludzi, którzy w podzielonym świecie dążą do braterstwa. Orędzie, które Wam przekazuję, jest zarazem proste i wymagające, dotyczy bowiem osobiście każdego z Was, zaprasza każdego do wnoszenia własnego wkładu w ugruntowanie pokoju na świecie, bez składania tego ciężaru na barki innych. Temat, który dziś poddaję Waszym przemyśleniom i działaniom, brzmi: „Pokój rodzi się z serca nowego”.

Paradoksalna sytuacja
     Pamiętając o blaskach i nadziejach, nie sposób dziś nie dostrzegać mroków i zagrożenia.
     W rzeczywistości, pokój jest kruchy, wiele istnieje niesprawiedliwości. W różnych krajach toczą się zacięte wojny, które przeciągają się pomimo wielkiej liczby zabitych, pomimo żałoby i zniszczeń; nie widać jakiegoś rozwiązania. Przemoc i fanatyczny terroryzm nie oszczędzają innych krajów, a ofiarami stają się często ludzie niewinni; równocześnie nasilają się namiętności, a strach doprowadzić może do skrajnych posunięć. W wielu rejonach gwałci się prawa człowieka, lekceważy się swobody, niesprawiedliwie wtrąca się do więzień z powodu przynależności do innej grupy, dokonuje się w trybie doraźnym egzekucji, a ludzkość dwudziestego wieku, która jest świadkiem mnożenia się Deklaracji i instancji odwoławczych, jest mylnie informowana, a jeśli nawet dowiaduje się prawdy, to pozostaje wobec tych nadużyć niemal bezsilna. Wiele krajów z trudem walczy o przezwyciężenie głodu, chorób czy opóźnienia w rozwoju, podczas gdy kraje zasobne umacniają swoje pozycje, a wyścig zbrojeń nadal w sposób nierozważny pochłania środki, które mogłyby być lepiej wykorzystane. Nagromadzenie broni konwencjonalnej, chemicznej, bakteriologicznej, a zwłaszcza nuklearnej poważnie zagraża przyszłości narodów, szczególnie w Europie, i słusznie je niepokoi. W opinii publicznej rosną nowe i poważne obawy, które dobrze rozumiem.
     Dzisiejszy świat jest niejako uwięziony w sieci napięć. Napięcie pomiędzy — używając powszechnie przyjętych określeń — Wschodem i Zachodem dotyczy nie tylko stosunków pomiędzy bezpośrednio zainteresowanymi narodami, ale naznacza, a nawet zaostrza wiele trudnych sytuacji w innych miejscach świata. Wobec takiego stanu rzeczy należy uświadomić sobie ogromne niebezpieczeństwo, jakie stanowi owo rosnące napięcie i polaryzacja na wielką skalę, szczególnie kiedy się pamięta o nieznanych dotąd środkach masowej i straszliwej zagłady, jakimi świat dysponuje. Tymczasem ci, którym sprawa pokoju leży na sercu, świadomi wprawdzie tego niebezpieczeństwa, natrafiają na duże trudności — by nie powiedzieć są bezsilni — w zatrzymaniu tego procesu, w odnalezieniu środków dla zmniejszenia napięć poprzez konkretne kroki, które zmierzałyby do „de-eskalacji”, do redukcji zbrojeń i do porozumienia, co pozwoliłoby poświęcić więcej wysiłków pierwszoplanowym zadaniom postępu gospodarczego, społecznego i kulturalnego.
     Jakkolwiek napięcie pomiędzy Wschodem a Zachodem, wraz ze swym ideologicznym zapleczem, absorbuje uwagę i budzi niepokój w wielu krajach, zwłaszcza na półkuli północnej, to nie może ono przesłaniać bardziej jeszcze istotnego napięcia pomiędzy Północą a Południem, które odbija się na życiu dużej części ludzkości. Chodzi o rosnący kontrast pomiędzy krajami, które miały możliwość przyspieszenia swego rozwoju i powiększenia bogactw, a krajami opóźnionymi pod tym względem. W tym tkwi inne jeszcze, olbrzymie źródło sprzeciwu, rozgoryczenia, buntu czy lęku, tym bardziej, że podsycają je wielorakie niesprawiedliwości.
     W obliczu tych właśnie wielkich problemów proponuję temat odnowy „serca”. Mogłoby się wydawać, że propozycja ta jest zbyt prosta, a środek niewspółmierny. Jednak po głębszym zastanowieniu można stwierdzić, że zarysowana tutaj analiza umożliwia dotarcie do sedna problemu i zakwestionowania tych założeń, które zagrażają pokojowi. Stan bezsilności, w jakim znajduje się ludzkość, niezdolna do rozwiązania napięć, pokazuje, że przeszkody czy też nadzieje wypływają z czegoś daleko głębszego niż same systemy.

Wojna rodzi się w umyśle ludzkim
     Jestem głęboko przekonany — jest to wątkiem przewodnim Biblii i myśli chrześcijańskiej, a także, mam nadzieję, intuicją wielu ludzi dobrej woli — że wojna bierze swój początek w sercu człowieka. To właśnie człowiek zabija, a nie jego miecz czy, jak dzisiaj, jego rakiety.
     „Serce” w sensie biblijnym jest najgłębszym pokładem osoby ludzkiej, określającym jej stosunek do dobra, do innych, do Boga. Nie chodzi tu tyle o uczuciowość, ile raczej o sumienie, o przekonania, sposób myślenia, którym człowiek się kieruje, jak również o namiętności, które nim rządzą. Dzięki sercu człowiek jest wrażliwy na absolutne wartości dobra, na sprawiedliwość, braterstwo, pokój.
     Nieład serca jest w sposób szczególny nieładem sumienia i występuje wtedy, kiedy określa ono dobro lub zło wedle własnego wyboru, zależnie od swych korzyści materialnych lub żądzy władzy. Nawet złożony sposób sprawowania władzy nie zmienia faktu, że zawsze indywidualne sumienie ponosi odpowiedzialność za przygotowanie, wywołanie czy rozszerzenie konfliktu; to, że odpowiedzialność rozłożona jest na więcej osób, w niczym nie zmienia tej zasady.
     Ale sumienie to bywa często zniekształcone, by nie powiedzieć: podporządkowane, przez różne systemy społeczno-polityczne i ideologiczne, które także są dziełem ludzkiego ducha. Kiedy ludzie pozwalają się zwodzić systemom, które ukazują globalną, wyłączną i manichejską niemal wizję ludzkości, a warunkiem postępu czynią walkę z innymi, ich eliminację lub ujarzmienie, wówczas zamykają się w mentalności wojennej, która utrwala napięcia i czyni ich prawie niezdolnymi do dialogu. Niekiedy bezwarunkowa akceptacja tych systemów staje się swego rodzaju bałwochwalstwem wobec przemocy, siły i bogactwa, jakąś formą zniewolenia, które odbiera wolność nawet samym rządzącym.
     Ponad systemami ideologicznymi w ścisłym tego słowa znaczeniu istnieją z drugiej strony wielorakie namiętności, które wprowadzają nieład w ludzkie serce i skłaniają je ku wojnie. Dlatego ludzie dają się owładnąć poczuciu wyższości rasowej i nienawiści do innych, a także zazdrości, pożądaniu cudzej ziemi czy dóbr, bądź w ogóle żądzy potęgi, pysze, pragnieniu, by swoje panowanie rozciągnąć na inne, pogardzane przez siebie narody.
     Zapewne, namiętności często rodzą się z rzeczywistych frustracji jednostek i narodów, skoro inni odmówili zagwarantowania im egzystencji lub kiedy systemy społeczne są zapóźnione, gdy chodzi o dobre korzystanie z demokracji i podziału dóbr. Już niesprawiedliwość jest ciężkim grzechem w sercu człowieka wyzyskującego; a niekiedy jeszcze namiętności bywają podsycane celowo. Nie byłoby zapewne wojen, gdyby ludzie, po jednej i po drugiej stronie, nie odczuwali silnej wzajemnej wrogości lub gdyby nie wmawiano im, że ich sprzeczne roszczenia dotyczą żywotnych dla nich interesów. Właśnie to wyjaśnia manipulacje ideologiczne, spowodowane przez agresywne zamiary. Gdy raz już wybuchną walki, wrogość będzie jedynie rosła, bowiem żywi się ona cierpieniami i okrucieństwem, które gromadzą się po obu stronach. Rezultatem tego może być psychoza nienawiści.
     Ostatecznie więc uciekanie się do przemocy i wojny wynika z grzechu człowieka, z zaślepienia jego ducha i nieładu serca, które posługują się często motywem niesprawiedliwości po to, aby nasilać lub zaostrzać napięcie czy konflikt.
     Tak, wojna rodzi się faktycznie w grzesznym sercu człowieka od czasu, gdy — jak podaje starożytna opowieść biblijna — zazdrość i gwałt zawładnęły sercem Kaina i zwróciły go przeciw własnemu bratu Ablowi. Lecz czy rzeczywiście nie chodzi o jeszcze głębszy podział, gdy ludzie nie są zdolni zgodnie rozróżniać między dobrem a złem, uznawać te same wartości życia, którego źródłem i rękojmią jest Bóg? Czyż to nie tłumaczy zagubienia „serca” człowieka, który nie jest zdolny, z prawym umysłem i otwartym sercem, do pogodzenia się z bliźnimi na gruncie prawdy?
     Pokój będzie zawsze krótkotrwały i iluzoryczny, gdy zabraknie prawdziwej przemiany serca. Historia nauczyła nas, że nawet „wyzwolenia”, do których wzdychano, kiedy dany kraj był okupowany lub kiedy jego wolność była tłamszona, zawiodły w takim stopniu, w jakim zarówno rządzący, jak i obywatele nie wyzbyli się małoduszności i związanych z nią nietolerancji i zatwardziałości, i nie przezwyciężyli swych antagonizmów. Nawet i w Biblii prorocy występowali przeciwko takim efemerycznym wyzwoleniom bez prawdziwej przemiany serca, czyli bez „nawrócenia”.

Pokój rodzi się z serca nowego
     Skoro współczesne systemy zrodzone z „serca” człowieka okazują się niezdolne do zapewnienia pokoju, to — ażeby odnowić systemy, instytucje i metody — odnowić trzeba właśnie owo „serce”. Chrześcijańska wiara posiada odpowiednie słowo dla określenia tej podstawowej przemiany serca: „nawrócenie”. Mówiąc ogólnie, chodzi tu o odzyskanie jasnego widzenia i bezstronności, a także wolności ducha, poczucia sprawiedliwości, poszanowania praw człowieka, poczucia równości, światowej solidarności bogatych i biednych, wzajemnego zaufania i braterskiej miłości.
     Trzeba więc nade wszystko, by osoby i narody osiągnęły prawdziwą wolność ducha, ażeby zdać sobie sprawę z jałowości dawnych postaw, z ograniczoności i stronniczości systemów filozoficznych oraz społecznych, opartych na wątpliwych założeniach, sprowadzających człowieka i historię na zamknięty teren sił materialnych, gdzie liczy się jedynie potęga broni lub potęga gospodarki, które zamykają ludzi w kategoriach całkowicie sobie przeciwstawnych, wysławiają rozwiązania jednostronne, które nie liczą się ze złożonymi realiami w życiu narodów i przeszkadzają im traktować je w sposób wolny. Trzeba więc na nowo zastanowić się nad tymi systemami, które prowadzą w sposób widoczny ku sytuacjom bez wyjścia, uniemożliwiają dialog i porozumienie, szerzą nieufność, zwiększają zagrożenie i niebezpieczeństwo, nie rozwiązując rzeczywistych problemów, nie dając prawdziwego bezpieczeństwa, ani nie przynosząc narodom rzeczywistego szczęścia w pokoju i wolności. Owa głęboka przemiana umysłu i serca wymaga niewątpliwie wielkiej odwagi: odwagi pokory i jasności umysłu; winna ona dosięgać zbiorowej świadomości, biorąc początek w sumieniach poszczególnych ludzi. Czy liczenie na to jest utopią? Bezradność i zagrożenie, w jakim znajduje się współczesny człowiek, przynagla do tego, by nie odkładać na później tego powrotu do prawdy — tylko ona uczyni go wolnym i zdolnym do tworzenia lepszych systemów. Jest to pierwszy warunek „serca nowego”.
     Dobrze znane są inne elementy pozytywne. Wystarczy je przypomnieć. Pokój jest autentyczny, jeśli jest owocem sprawiedliwości: opus iustitiae pax, mówił już prorok Izajasz (32,17); sprawiedliwości między partnerami społecznymi, sprawiedliwości między narodami. Społeczeństwo zaś tylko wówczas jest sprawiedliwe i ludzkie, gdy przestrzega podstawowych praw osoby ludzkiej. Zresztą duch wojny rodzi się i dojrzewa tam, gdzie gwałcone są niezbywalne prawa człowieka. Nawet jeśli przez jakiś czas dyktatura i totalitaryzm zagłuszają skargę wyzyskiwanych i gnębionych, to człowiek prawy jest przekonany, że nic nie może usprawiedliwić owego gwałcenia praw człowieka; ma odwagę ujmować się za wszystkimi, którzy cierpią, nigdy nie ugnie się przed niesprawiedliwością, nie pogodzi się z nią; a nawet, choć może się to wydać paradoksalne, ten, kto naprawdę pragnie pokoju, odrzuci wszelki pacyfizm, za którym kryłoby się tchórzostwo czy zwykła chęć zapewnienia sobie spokoju. Tak więc ci, którzy chcieliby narzucić swą dominację, zawsze natrafią na opór ludzi myślących i odważnych, gotowych bronić wolności i działać na rzecz sprawiedliwości.
     Prawość nakazuje także umocnienie stosunków sprawiedliwości i solidarności z krajami biednymi, a szczególnie z krajami, które cierpią nędzę i głód. Słowa Pawła VI stały się już wyrazem przekonań wielu: „Rozwój jest nową nazwą pokoju”. W ten sposób kraje bogate porzucają swój zbiorowy egoizm, by w nowych kategoriach, w perspektywie całej planety, przemyśleć sprawę wymiany i wzajemnej pomocy.
     Co więcej, serce nowe zabiega o to, by znikł strach i psychoza wojny. Twierdzenie, że pokój opiera się na równowadze zbrojeń, zastępuje zasadę, że prawdziwy pokój może być zbudowany na wzajemnym zaufaniu (por. enc. Pacem in terris, 113). Oczywiście, pozostaje ono czujne i uważne, ujawnia kłamstwa i manipulacje, z rozwagą postępując naprzód. Lecz także ma odwagę podejmować niestrudzenie i nawiązywać na nowo dialog, co było tematem mojego orędzia w roku ubiegłym.
     Serce nowe to w końcu serce, które daje się kierować miłości. Już Pius XI twierdził, że „nie może być prawdziwego zewnętrznego pokoju między ludźmi i między narodami tam, gdzie poczucie pokoju nie panuje w umysłach i sercach… w umysłach, aby uznawać i szanować zasady sprawiedliwości; w sercach, aby sprawiedliwość łączyła się z miłością, a nawet by miłość przewyższała sprawiedliwość, albowiem jeśli pokój ma być dziełem i owocem sprawiedliwości… to przynależy on bardziej do miłości niż do sprawiedliwości” (Przemówienie z dnia 24 grudnia 1930 r., AAS [1930], 535). Chodzi o wyrzeczenie się przemocy, zakłamania, nienawiści, po to, aby — w intencjach, uczuciach i całym postępowaniu — po bratersku uznać godność i potrzeby drugiego i dążyć wraz z nim do zbudowania pokojowego świata.

Apel do odpowiedzialnych za politykę i kształtowanie opinii publicznej
     Skoro trzeba zdobyć serce nowe i krzewić nową pokojową mentalność, każdy mężczyzna i każda kobieta, bez względu na zajmowaną w społeczeństwie pozycję, mogą i muszą podejmować rzeczywistą odpowiedzialność za budowanie prawdziwego pokoju: w swoim otoczeniu, w rodzinie, szkole, miejscu pracy, mieście. W swoich troskach, rozmowach, działaniach winni okazywać zainteresowanie wszystkimi braćmi i siostrami, którzy należą do tej samej rodziny ludzkiej, nawet jeśli żyją na przeciwnym krańcu świata.
     Oczywiście, są różne stopnie odpowiedzialności. Główna odpowiedzialność za ustanowienie i rozwój pokojowych stosunków pomiędzy różnymi członkami narodu oraz pomiędzy narodami spoczywa na szefach państw i ludziach kierujących polityką. Oni, bardziej aniżeli inni, muszą być przekonani, że wojna sama w sobie jest irracjonalna i że etyczna zasada pokojowego rozwiązywania konfliktów jest jedyną drogą godną człowieka. Niewątpliwie, należy brać pod uwagę ogrom przemocy obecnej w dziejach ludzkości. Wobec takiej rzeczywistości historycznej, poczucie realizmu w służbie samym podstawom sprawiedliwości stwarza konieczność utrzymania w mocy zasady słusznej obrony. Ale straszliwe ryzyko związane z bronią masowego zniszczenia musi doprowadzić do wypracowania procesu współdziałania i do rozbrojenia, co sprawi, że wojna stanie się praktycznie niemożliwa. Trzeba osiągnąć pokój. Istnieją więc tym większe racje, by sumienie ludzi odpowiedzialnych za politykę nie pozwoliło im uwikłać się w niebezpieczne sytuacje, w których namiętności górują nad sprawiedliwością, i nie poświęcać niepotrzebnie życia swoich obywateli; by nie pozwoliło im na rozniecanie konfliktów u innych, na korzystanie z pretekstu zagrożonego pokoju w jakimś rejonie dla rozszerzania swej hegemonii na nowe obszary. To wszystko rządzący muszą rozważyć w duszy i sumieniu, odrzucając makiawelizm; są za to odpowiedzialni przed swoimi narodami i przed Bogiem.
     Powtarzam jednak: pokój jest powinnością wszystkich. Także Organizacje międzynarodowe mają wielką rolę w tym, by górę wzięły rozwiązania uniwersalne, przechodząc ponad opiniami partykularnymi. Apel mój kieruję w szczególny sposób do tych wszystkich, którzy poprzez środki społecznego przekazu wpływają na opinię publiczną; do tych, którzy wychowują młodzież i dorosłych: to im zostało powierzone zadanie kształtowania ducha pokoju. Czyż w społeczeństwie nie należy liczyć szczególnie na młodych? W obliczu wizji groźnej przyszłości, niewątpliwie bardziej niż inni pragną oni pokoju, a wielu z nich gotowych jest poświęcić mu swój zapał i swe siły. Niechaj w tej służbie będą pełni inwencji, niech nie tracą przenikliwości, a więc i odwagi przy rozważaniu wszystkich aspektów długoterminowych rozwiązań! W końcu wszyscy, mężczyźni i kobiety, dając wkład swojej wrażliwości i specyficznej dla każdego roli, winni wspólnie przyczyniać się do pokoju. Tak więc kobiety, głęboko związane z tajemnicą życia, w swej trosce o jego zabezpieczenie, przekonane, że tylko prawdziwa miłość zdolna jest uczynić świat mieszkaniem dla wszystkich, mogą wiele dokonać dla rozwoju świadomości pokoju.

Apel do chrześcijan
     My, chrześcijanie, uczniowie Jezusa, uwikłani w napięcia naszej epoki, musimy pamiętać, że szczęście znaleźć mogą tylko „wprowadzający pokój” (por. Mt 5,9).
     Kościół przeżywa Rok Święty Odkupienia: cały Kościół jest wezwany do powierzenia się Zbawicielowi, który w momencie wypełniania najwyższego aktu miłości powiedział ludziom: „Pokój mój daję wam” (J 14,27). Kościół musi dzielić się ze wszystkimi braćmi zapowiedzią zbawienia i mocą nadziei.
     Synod Biskupów, poświęcony pojednaniu i pokucie, przypomniał pierwsze wezwanie Chrystusa: Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię (Mk 1,15). Orędzie Ojców Synodu wskazuje nam, jaką drogą należy iść, by rzeczywiście być tymi, którzy wprowadzają pokój: „Słowo Boże wzywa nas do skruchy. ‚Zmień swoje serce’, mówi ono, szukaj przebaczenia i daj się pojednać z Ojcem. Zamysłem Ojca wobec naszego społeczeństwa jest to, abyśmy żyli stanowiąc jedną rodzinę, w sprawiedliwości, prawdzie, wolności i miłości” (L'Osservatore Romano, 20 października 1983 r.). Rodzina ta tylko wtedy zgromadzi się w głębokim pokoju, gdy usłuchamy wezwania, by wrócić do Ojca i pojednać się z samym Bogiem.
     Odpowiedzieć na to wezwanie, współdziałać z zamysłem Boga to pozwolić, by Pan nas nawrócił. Nie liczmy wyłącznie na własne siły, ani na własną wolę, często nazbyt słabą. Pozwólmy Mu przemienić nasze życie, gdyż wszystko… pochodzi od Boga, który pojednał nas z sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania (2 Kor 5,18).
     Odkryjmy na nowo siłę modlitwy: modlić się, to znaczy zbliżyć się do Tego, którego wzywamy, którego spotykamy, dzięki któremu żyjemy. Doświadczenie modlitwy oznacza przyjęcie łaski, która nas przemienia; Duch przydany naszemu duchowi ludzkiemu zobowiązuje nas do kształtowania życia wedle Słowa Bożego. Modlić się to znaczy włączyć się w działanie Boga w historii: On, który jest władcą dziejów, zechciał uczynić ludzi swoimi współpracownikami.
     Święty Paweł mówi nam o Chrystusie: On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części [ludzkości] uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur — wrogość (Ef 2,14). Wiemy, jak wielka moc miłosierdzia przemienia nas w sakramencie pojednania. Jesteśmy napełnieni tym darem. Tak więc uczciwość nie pozwala nam na postawę rezygnacji wobec podziałów i konfliktów, w których stajemy jedni przeciwko drugim, chociaż wyznajemy tę samą wiarę; nie możemy biernie godzić się na to, by przeciągały się konflikty, które burzą jedność ludzkości powołanej do stania się jednym ciałem. Czyż sprawując przebaczenie, możemy bez końca zwalczać się nawzajem? Czyż możemy pozostawać przeciwnikami, wzywając tego samego Boga żywego? Jeśli Chrystusowe prawo miłości jest naszym prawem, czyż pozostaniemy niemi i bezczynni w obliczu zranionego świata, który oczekuje, że staniemy w pierwszym szeregu tych, którzy budują pokój?
     Pokorni i świadomi własnej słabości, przystąpmy do Stołu Eucharystycznego, gdzie Ten, który oddaje życie za wielu swoich braci, daje nam serce nowe i tchnie w nas ducha nowego (por. Ez 36,26). Z głębokości naszej nędzy i zagubienia wyrażamy swą wdzięczność przez Niego, ponieważ On jednoczy nas swoją obecnością i darem z samego siebie; On, który przyszedłszy zwiastował pokój wam, którzyście daleko i pokój tym, którzy blisko (Ef 2,17). I skoro dane jest nam Go przyjmować, godzi się, byśmy byli Jego świadkami poprzez naszą braterską pracę wszędzie tam, gdzie buduje się pokój.

Wnioski końcowe
     Pokój posiada wiele postaci: pokój pomiędzy narodami, pokój w danym społeczeństwie, pokój między obywatelami, pokój między wspólnotami religijnymi, pokój w miejscach pracy, dzielnicach i wsiach, a w szczególny sposób pokój w łonie rodziny. Zwracając się do katolików, a także do innych braci chrześcijan i ludzi dobrej woli, wskazałem na szereg przeszkód utrudniających osiągnięcie pokoju. Są to poważne przeszkody, pociągające za sobą znaczne zagrożenia. Ale ponieważ zależą one od umysłu, woli i „serca” człowieka, z Bożą pomocą ludzie mogą je pokonać. Muszą oni bronić się przed uleganiem fatalizmowi i zniechęceniu. Poprzez mrok dostrzec już można pewne znaki pozytywne. Ludzkość zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że dla rozwiązania większości wielkich problemów, takich jak zatrudnienie, wykorzystanie ziemskich i kosmicznych zasobów, poprawa sytuacji w krajach biedniejszych i bezpieczeństwo, niezbędna jest solidarność ludów i narodów. Wielu ludzi uważa, że kontrolowana i powszechna redukcja zbrojeń jest życiową koniecznością. Mnożą się głosy, aby uczynić wszystko co możliwe dla usunięcia widma wojny z horyzontów ludzkości. Mnożą się także apele wzywające do dialogu, współpracy i pojednania, pojawiają się liczne inicjatywy. Papież kieruje ku nim słowa zachęty.
     „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój!” Niechaj im w tym dopomaga zawsze jasne widzenie rzeczywistości i wielkoduszność. Niechaj pokój będzie pokojem prawdziwym, zakorzenionym w sercu człowieka! Niech zostanie wysłuchane wołanie ludzi umęczonych, którzy oczekują pokoju! Niech każdy zaangażuje wszystkie energie odrodzonego i braterskiego serca dla budowania pokoju na całym świecie!

Watykan, dnia 8 grudnia 1983 r.
Jan Paweł II